sobota, 4 lutego 2017

04.02.2017 Nie pierwsza taki przepłakany wieczór

W poprzednim wpisie poznaliście moją historię...

Teraz jest kolejny wieczór, który spędzam zapłakana. Jutro znów obudzę się z zapuchniętymi oczami. Dlaczego, ponieważ M znów mi pokazał, jak bardzo nieważna dla niego jestem.

Moje złe samopoczucie trwa już od kilku dni. M wyjechał w sprawach służbowych na tydzień. Sam z siebie ani razu nie zadzwonił. Dzwoniłam zawsze ja. Samotność doskwierała mi w tych dniach jeszcze bardziej, ponieważ córka była u dziadków. Siedziałam sama w domu. W sumie cały czas pracowałam. Takie mam właśnie życie.. nic tylko się pochlastać...

Gdy M wrócił z wyjazdu, to była sobota. Córka u dziadków, więc liczyłam, że jakoś wspólnie spędzimy ten dzień, a szczególnie wieczór. Okazało się, że nie. On idzie do kolegów na urodziny. Dość dosadnie powiedziałam mu, że też chcę iść. Wymigał się, jak to od dłuższego czasu ma w zwyczaju. Nikt nie przychodzi z kobietą, więc on też nie. I tak, on teraz u kolegów, a ja siedzę i płaczę. Czuję się samotna. Wiem, że jestem niekochana. W końcu widział moje łzy, które już wcześniej starałam się ukryć. Jedyna pozytywna rzecz w obecnej sytuacji? To, że wyszedł i mogę się wypłakać bez skrępowania.

Nie raz myślę, by rzucić to całe małżeństwo w diabły. Co to za mąż, który widzi płacz kobiety lub smutek, a nie potrafi zrezygnować dla niej z głupiego wyjścia do kolegów. Czy można powiedzieć, że taki ktoś czuje cokolwiek do swojej żony? To chyba jest pytanie retoryczne.

Jedyna rzecz, która mnie powstrzymuje przed złożeniem pozwu o rozwód to moja córka. Kocham ją bardzo. Męża niestety chyba jeszcze też. Nie chcę, by dorastała w rozbitej rodzinie, bo nie chcę, aby czuła się samotna. A ja najlepiej wiem, jak to jest być samotnym. Boję się też, że mogłaby przez to mieć jakieś deficyty miłości. Żałuję, że nie mogę cofnąć czasu. Ten ślub był chyba zupełnie niepotrzebny, skoro i tak jestem nieszczęśliwa.

M chciał, żebym pojechała z nim jutro do jego rodziców odebrać córkę. Ale ja nie chcę. Jest mi tak przykro, ze znowu mnie tak potraktowal, ze nie chce spedzac z nim czasu. Nie chce tez, by jego siostra z bratem wypytywali lub ukradkiem chcieli wybadac, jak to miedzy nami jest. Niestety oni tak zawsze robia. Zawsze powiedza cos takiego, co trafia w moj czuly punkt, czyli mojej samotnosci w małżeństwie. Przed nim oczywiście też gram twardą babkę, bojąc się wyjść ze swojej skorupy.

Już wiem jak jutro będzie wyglądał mój dzień. Będę smutna, gdy znów zostanę sama, jak M pojedzie po córkę. Potem będę zła na niego jak wrócą, za to, ze tak mnie dzisiaj potraktował. W sumie to nie widzieliśmy się cały tydzień, dzisiaj chwilę, bo poszedł na imprezę, a jutro znów się nie zobaczymy. Powiedzcie mi, co to za małżeństwo?

Co jakis czas marzę o tym, że kiedyś wszystko się zmieni. Może pokocha mnie ktoś, kto będzie mnie kochał naprawdę, z kim będę szczęśliwa. Tylko czy ja na to zasługuję? Staram się odzyskać spokój duszy poprzez przelewanie miłości na dziecko, ale jakoś mi się nie udaje. Myślałam też o jakimś wolontariacie, może pomagając innym odzyskałabym szczęście? Ale z drugiej strony, tego czasu wolnego mam tak mało, że raczej powinnam go poświęcać córce, a nie innym osobom. Sama nie wiem. Boję się też tego, by moja córka nie poczuła się odrzucona.

I tak właśnie wygląda moje życie. Pełne smutku, strachu, bólu i samotności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz